Komentarze

Sortuj komentarze: Wyświetlaj: komentarzy na stronę

katerina81

To Nasze pierwsze dziecko a mamy z mężem po 32 lat i jesteśmy małżeństwem 8 lat. To dla Nas największe szczęście które nas spotkało w naszym życiu i na które czekaliśmy naprawdę bardzo długo. Cała ciąża przebiega bez problemowo z wyjątkiem tego że w 26 tc wyszło, że mam cukrzycę ciążową i to był dla mnie dramat i strach o moją kruszynkę. Mimo opieki lekarskiej ciężko mi było z tym pogodzić - dieta i insulina (niestety) ale mój mąż stanął na wysokości zadania i był dla mnie bardzo dużym wsparciem i pomagał mi w tych trudnych chwilach, bo mimo tego że dziecko było naszym marzeniem nie umiałam się pogodzić z faktem, że to mnie spotkało - ta cukrzyca to takie niesprawiedliwe, gdyż dbałam o siebie a tu taki pech. Nie maiałam ochoty na zakupy dla maleństwa nie cieszyła mnie ta ciąża, każda wizyta u ginekologa była dla mnie stresem, bo interesowało mnie tylko zdrowie naszej kruszynki. Spędzałam czas z najbliższymi aby tylko myśleć że wszystko będzie dobrze i że cukrzycę ciążową wiele kobiet przechodzi i tak leciały dni i zmieniłam szybko swoje nastawienie. Jestem najszczęśliwszą przyszłą mamą i wiem że moja córeczka to największy dar jaki otrzymaliśmy i wszystko się ułoży i obie będziemy zdrowe a tak cukrzyca nas zbliżyła do siebie i na pierwszym miejscu była Ona i jej zdrowie (tak myślałam zanim coś zjadłam) a potem mojej zachcianki. Kocham ją i czekam na Nią z niecierpliwością.

dodano: 2013-09-18 14:59:17

margotmargot

Moja historia? hmm pewnie nie będzie tak oryginalna jak nie których z was ale zacznę od początku. Mam 32 lata i od 8 lat jestem szczęśliwą mama Tobiaszka. 6 lat temu zaczęliśmy z mężem starać się o kolejne dziecko ale niestety ciągle było coś nie tak. Złe wyniki badań ginekologicznym, hemoroidy po pierwszym dziecku które musiałam usunąć. Później leczyłam się na nerwice i na tarczyce. Okazało się że przez te wszystkie leki nie mogę zajść w ciążę. Traciliśmy już z mężem nadzieję z początkiem nowego roku powiedzieliśmy sobie że próbujemy jeszcze do marca jak się nie uda to już rezygnujemy. I stał się cud! W lutym zrobiłam badania markerów ( bo przez to wszystko jeszcze chodziły mi myśli że może mam raka i dlatego nie mogę mieć dziecka) i krwi i na drugi dzień otrzymałam wynik. Udało się! Jestem w ciąży. Od samego początku przeszkadzały mi zapachy. W siódmym tygodniu ciąży strasznie przez dwa dni bolał mnie brzuch nie wiedziałam co się dzieje. Mąż zabrał mnie do szpitala, tam okazało się że mam wyrostek robaczkowy i trzeba natychmiast operować. Był to okres przed Wielkanocą. Wyrostek usunęli a ja na święta wróciłam do domu. Następne tygodnie przechodziły a ja cały czas miałam mdłości i te zapachy. Przyszedł czas na pierwsze badania prenatalne. I oczywiście nie było tak kolorowo. W czasie USG lekarz nie umiał ustalić czy dzidzia ma kość nosową. Brak kości nosowej oznacza zespół DOWNA. Wyszłam z gabinetu popłakana i z myślami dlaczego ja? Mąż od razu kazał mi nie myśleć o tym i mówił że musze mieć nadzieje bo lekarz powiedział tylko że nie potrafi jej znaleźć. Zadzwoniłam do swojej pani ginekolog i kazała mi od razu przyjechał do siebie do gabinetu. Zrobiła mi USG i powiedziała że też nie widzi i kazała mi jechać do szpitala tam gdzie pracuje i tak skonsultować się z jednym doktorem który jest specjalistą od tych spraw. Na drugi dzień tam pojechaliśmy. Lekarz zrobił badanie i powiedział że wszystko jest na swoim miejscu i jest wszystko dobrze! Ulżyło mi, ale nie na długo kolejne było jeszcze przed nami. Zapalenie pęcherza, to mnie jeszcze dopadło i coś co przenoszą dzieci, owsiki. Teraz pare dni temu byłam na ostatnich badaniach prenatalnych. I znowu coś. Moje małe maleństwo ma wodniaka, który może się wchłonąć albo nie. Do porodu zostało mi dwa miesiące co mnie jeszcze spotka? Mam nadzieje że już nic bo chyba dużo tego było jak na te 7 miesięcy. Szczęścia nie kupie, ale mogę sobie je urodzić! I mam nadzieje że urodzi się zdrowe. Drogie panie trzymajcie kciuki.

dodano: 2013-09-18 14:09:52

sarusia2008

11. marzec.2013r. To data która utkwi mi w pamięci na zawsze. Wtedy właśnie spełniło się moje marzenie... Był to dzień w którym na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Wcześniej, gdy robiłam test, po zobaczeniu jednej kreski czułam taki smutek i rozpacz, lecz nigdy nie dałam po sobie tego poznać. Zawsze chciałam mieć dzieci... Kocham zajmować się maluchami. Dzieci do mojego życia wnoszą bardzo dużo uśmiechu. Przy nich nawet gdy świat mi się walił, czuję zawsze takie opanowanie i wiem, że zawsze uśmiech wróci, gdy maluszek cię przytula albo mówi coś tym swoim słodkim głosikiem. Po prostu chyba w każdej kobiecie to jest... To taka słabość do dzieci... Tak chyba działa nasza podświadomość, każda z nas tego chce, chce czuć tą dziecięcą miłość. Lecz nie o tym miałam Wam pisać, bo przecież każda z Was chyba czuje tak samo i potrzebuje tego samego.
Nie napisałam jeszcze najważniejszego... Pewnie teraz większość z Was pomyśli,... "ona jest nieodpowiedzialna", "życie sobie niszczy, jeszcze tyle przed nią" , "co za małolata" - mam dopiero 17 lat, ale jak na swój wiek jestem bardzo dojrzała i odpowiedzialna! Zdaje sobie z tego sprawę, że ludzie mogą trochę dziwnie podchodzić do sprawy mojego wczesnego macierzyństwa, ale ja czuję, że dla mnie teraz nadszedł ten czas! Nie chce być taka jak inne osoby w moim wieku, którym tylko w głowie imprezy, picie, seks i ćpanie, bo nie na tym życie polega.... Jestem całkiem inna! Myślę, że stałam się taka, właśnie dlatego, że moi bracia mają już swoje dzieci i na każde wakacje dostaję pod opiekę 3 dzieci, którymi muszę się sama opiekować. Po skończonych wakacjach odwożę ich za granicę, tam gdzie mój brat z żoną pracują. Jednym słowem jestem wakacyjną mamą i jestem dumna z tego jak świetnie w tym czasie daje sobie radę!!
A więc już od początku ciąży musiałam się martwić, tym co powiedzą inni. Mieszkam w małej miejscowość, gdzie wieści szybko się rozchodzą... Dlatego, gdy tylko rano szłam peronem widziałam wzrok ponad 100 uczniów wpatrzony nie w moją twarz, ale w brzuch. Nie raz słyszałam rozmowy, gdy tylko kogoś minęłam: "ej słyszeliście, ona jest w ciąży, ciekawe czy to prawda?! " Czułam się jakbym była w średniowieczu i wszyscy chcieli mnie powiesić za "nieślubne dziecko". Często było mi przykro, bo chciałam z kimś o tym pogadać, ale bałam się, bo wiedziałam, że ktoś może mi powiedzieć "słuchaj, czego ty od nich chcesz?! Ty na ich miejscu też byś była ciekawa". Teraz wiem, że ciekawość, może bardzo ranić. Następną sprawą było to, że gdy przychodziłam do domu, tam czekały mnie tylko pytania: "kiedy zamierzacie się pobrać?" "z czego będziecie żyli?" "gdzie będziecie mieszkali?" itd... Zazwyczaj wybuchałam gniewem, gdy to słyszałam. Denerwowało mnie to, po całym dniu chowania brzucha, chciałam chociaż w domu mieć tą chwilę swobody. Cieszyłam się bardzo, że będę mamą, ale nie sądziłam, że ludziom tak trudno będzie to zaakceptować. Dopiero koło godziny 19, gdy mój chłopak do mnie przyjeżdżał czułam tą wielką ulgę. Wtedy mogłam dopiero się przytulić i odpocząć. Teraz, gdy to piszę, aż same łzy ciekną mi po policzkach. Takie łzy bezsilności, jaką wtedy odczuwałam. Zawsze, gdy leżałam z chłopakiem, uwielbiałam ten moment kiedy on cieszył się razem ze mną, z tego, że będziemy rodzicami. Pamiętam, że najlepszym uczuciem było, gdy dotykał brzucha, uśmiechał się i całował go. I właśnie w tym momencie powiedział do brzuszka, "Pawełku, bardzo się cieszę, że jesteś z nami. Jesteś czymś najlepszym co mi się w życiu przytrafiło, Ty i Twoja mama! Dam Ci wszystko to czego ja w dzieciństwie nie mogłem dostać. Kocham Cię" Ulga, jaką wtedy poczułam była przepiękna. Od tego czasu podchodziłam do zachowania innych względem mnie z dystansem, Chłopak wszędzie mnie zabierał, wszystkim mówił, że będziemy razem mieli dziecko... Jego koledzy kupowali mi soczki, hymmmm... raczej nie mi, ale Pawełkowi, dotykali mojego brzuszka, ciągle pytali jak się czuję, czy wszystko jest w porządku, czy mój chłopak się dobrze spisuje w roli tatusia. Wszystko było takie jak sobie wymarzyłam. Czułam się jak ktoś ogromnie ważny dla ludzkości. A byłam po prostu ogromnie ważna, dla mojego dzidziusia i jego ojca.
Teraz jestem już w 34 tc. 4 miesiące temu dostałam pierścionek zaręczynowy. Z upragnieniem czekam na dzień w którym stanę w białej sukni przed ołtarzem. Często próbuję sobie wyobrazić jak będziemy wyglądali w tym dniu i jak cudownie będziemy się czuli. Mały Pawełek za niedługo będzie już z nami i ten fakt bardzo mnie odpręża. Jednak stres przed porodem staje się coraz większy. Jestem już spakowana do szpitala, a ciągle myślę, że o czymś zapomniałam, tylko nie umiem wpaść na pomysł o co chodzi?! Jestem ogromnie szczęśliwa, z faktu, że moje życie się tak ułożyło, jednak hormony w tym czasie są bardzo denerwujące. Widzę ile przykrości często moje humorki robią mojej mamie, lub mojemu przyszłemu mężowi. Tak szybko się denerwuję i obrażam, a przecież gdy później o tym pomyślę, widzę, że jest to głupie zachowanie....
Powiem Wam tylko tyle ciąża to ogrom czasu, tyle dni, tyle łez, tyle smutków, tyle radości, tyle niepotrzebnych słów, tyle nieprzespanych nocy, tyle przespanych dni... tyle tego wszystkiego i w dodatku tak pomieszanego, zakręconego i nieobliczalnego, a wszystko tylko dla jednej osoby. Dla tego małego człowieczka, który jest w środku każdej z nas. To właśnie największe poświęcenie, które pokazuje ile w nas jest miłości i jak próbujemy ją obdarzyć naszego największego skarbusia. MIMO WSZYTKO CIĄŻA TO NAJPIĘKNIEJSZY CZAS I NAJWIĘKSZY SPRAWDZIAN W NASZYM ŻYCIU. :)

Pozdrawiam Was bardzo gorąco i mam nadzieję, że Was nie zanudziłam! POWODZENIA :*

dodano: 2013-09-18 13:19:57

MartaZet

„Kochanie, będziemy mieli małą kaczuszkę...” - oznajmiłam mężowi pewnego kwietniowego poranka.W naszym domu termin „kaczuszka” używany jest w odniesieniu do dzieci i powstał podczas wyjazdu na narty kilka lat temu, kiedy to oboje śmieliśmy się, że małe szkraby z nartami wyglądają jak stado kaczuszek. To nasza druga pociecha, chciana i planowana - więc reakcją była szczera radość.
Teraz jestem już w drugiej połowie ciąży i zaskoczę może wszystkich stwierdzeniem, iż jestem moim stanem...zmęczona. Pierwszy trymestr zmienił mnie z aktywnej, zorganizowanej i pełnej życia mamuśki - na istotę wiecznie zmęczoną i złą, cierpiącą co kilka dni na migreny i codziennie na mdłości. Godzenie pracy zawodowej, obowiązków domowych i opieki nad synkiem stało się uciążliwe i gdy tylko moja pociecha zasypiała wieczorem - ja padałam wraz z nią. I jak już pojawiło się światełko w tunelu, czyli nadszedł drugi trymestr i powoli zaczęły ustępować wszystkie dolegliwości - z przodu wyskoczyła mi okrągła piłka koszykowa („Ale jak to?! Już w 4-tym miesiącu?!”) i zaczęły się inne „przyjemności” - zadyszka nawet przy mówieniu, bóle kręgosłupa i poczucie „toczenia się”.
I wtedy poszłam na USG połówkowe, czyli standardowe badanie w połowie ciąży.
Zobaczyłam JĄ.
I wszystko to, co opisałam wyżej stało się tak mało istotne jak pyłek na wietrze. Jest małą, w pełni ukształtowaną już dziewczynką, ma dwie rączki i dwie nóżki, nosek i żołądek oraz bijące serduszko. Jest we mnie, o czym daje mi codziennie znać kopniakami - tzw. dotknięciami motylich skrzydeł. Wiem, że zależy całkowicie ode mnie - jest ze mną połączona życiodajnym przewodem i je to, co ja; pije to, co ja...Zwolniłam tempo życia (choć przy ruchliwym 2,5-latku udało mi się to minimalnie:), bardzo dbam o to co spożywam i w jakich warunkach przebywam. Skończyły się spontaniczne wypady na frytki - teraz wybieram zdrowe posiłki i przekąski oraz piję dużo wody mineralnej. Kiedy jestem zmęczona - proszę o pomoc i idę odpocząć, nie staram na siłę udowadniać nikomu, jaka twarda jestem.
Wiedząc, iż mój synek jest przyzwyczajony do całej uwagi skupionej na swojej osobie – obawiam się jego reakcji na to, że inne dziecko będzie przeze mnie przytulane, noszone, przewijane, karmione… Pocieszam się jednak myślą, że damy radę w nowej sytuacji – mam bowiem zamiar angażować synka w opiekę nad malcem, okazywać mu dużo miłości (jak do tej pory) i pod żadnym pozorem nie separować od nowego członka rodziny. Wierzę też, że synek pokocha swoje rodzeństwo i etap zazdrości nie będzie trwał długo.
Podsumowując - będzie dobrze! :)

dodano: 2013-09-18 13:15:06

klaudia08

Witam wszystkie obecne i przyszłe mamusie ;) ja bym chciała krótko i na temat...O maluszka zaczęliśmy sie starac już w nasza noc poślubna i choć początkowo wszystko było w porządku to niestety po kilku tygodniach okazało się ze zarodek się nie rozwija i nic z tego nie będzie...oczywiście placz, smutek i niepokoj kiedy znowu próbować...Jednak to wszystko jeszcze bardziej zbliżyło nas z męzem i po zalecanych 3miesiącach znów podjęlismy starania i et voila - w moim brzuszku jest teraz 26tygodniowy chłopczyk :) co prawda nadal jest stres, obawa przy każdym badaniu czy jest wszystko w porządku i - nie ukrywam - przerażenie wizją porodu i karmienia piersią...ale gdy czuje jego wygibasy pod moim serduszkiem, patrzę na zdjęcia z usg i widzę radość mojego męza przy każdy kopniaku w jego dłoń ułozona na moim brzuchu jestem przeszczęśliwa i wiem że wszystko będzie dobrze - w końcu nasz Michał ma się pojawić na tym świecie 24grudnia...czy moze być lepszy prezent na Gwiazdkę...??? :) Życze wszystkim powodzenia i samych radości w oczekiwaniu na dzieciątko ;)

dodano: 2013-09-18 12:58:12

<< 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 >>