Komentarze

Sortuj komentarze: Wyświetlaj: komentarzy na stronę

Alicja_Alicja

Życie dało mi najpiękniejszy dar. Jestem mamą trzech cudownych dziewczynek. Majka jest najstarsza choć ma tylko jeden rok. Zosia i Julka to bliźniaczki.

W moją drugą ciążę zaszłam dwa miesiące po urodzeniu Majki. O tym, że ciąża jest mnoga dowiedziałam się już w szóstym tygodniu. Potwierdziły to kolejne badania wykonane dwa tygodnie później, gdy z powodu bardzo silnych mdłości trafiłam do szpitala. Musiałam przestać karmić moją małą Majkę piersią. Ciąża była zagrożona. Z tego powodu bardzo długo nie mówiłam ludziom o mojej ciąży. Na szczęście przecież nie pracowałam i prawie w ogóle nie wychodziłam z domu. Wiedziałam tylko ja, mój partner i nasi rodzice.

Jak wygląda mój dzień? Chyba nie da się tego dobrze opisać. Mając tylko Majkę był nadzwyczaj poukładany. Bardzo inny od tego, o którym opowiadali zmęczeni życiem ludzie. Teraz, gdy do serca tulę trzy małe dziewczynki mój dzień też jest inny od tych opowiadań, ale też daleko mu do poukładanego pod każdym względem dnia.

Mój wieczorny prysznic trwa pięć minut, co sprawdził z zegarkiem mój partner. Każdej nocy budzę się co półtora godziny. Dwa razy do Majki i po cztery razy do bliźniaczek. Partner jest pomocny, ale to ja karmię piersią. Ranek i dzień to ciągła gonitwa. Pomiędzy Majką, która zaczyna chodzić i rewelacyjnie raczkuje a bliźniaczkami, które muszą mnie nieustannie widzieć, słyszeć i czuć. To też karmienie, przewijanie, kąpanie i tulenie. Partner pracuje po dziesięć godzin dziennie. Pomagają mi rodzice z obojga stron. Zrobione zakupy, pranie i sprzątanie, to niemal tylko ich zasługa.

Co lubię w mojej pracy? Lubię nieprzewidywalność. Niemożność przewidzenia nawet jednej następnej sekundy. Lubię nieustanny brak czasu, bo dzięki temu żyję pełną piersią. Jestem zawsze zmęczona, ale szczęśliwa. Zasypiając czuję wdzięczność. Moje życie jest pełne, bo mam dla kogo otwierać oczy i być tu i teraz.

Co jest ciemną stroną mojej pracy? Zdecydowanie jest nią lęk o zdrowie, życie i bezpieczeństwo dziewczynek. Towarzyszy mi gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię.

dodano: 2017-07-02 21:21:56

malgorzata_heise

Macierzyństwo jest takim doświadczeniem, jakim my same go postrzegamy. Jeśli codziennie budzimy się z myślą, że oto przed nami dzień ciężkiej, żmudnej pracy, którą będziemy wykonywać w pocie czoła i bez nadziei na jakąkolwiek chwilę przerwy, to faktycznie tak będzie. Wieczorem będziemy całkowicie zmęczone, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Ja każdy nowy dzień witam z uśmiechem. Poranne przebieranie, szykowanie śniadania, karmienie maluszka, to czynności, których nie traktuję, jak pracy. Słucham w tym czasie ulubionej stacji radiowej, śpiewam synkowi energiczne piosenki oraz dużo się do niego uśmiecham i to całą sobą. A on wyczuwa mój dobry nastrój i odwzajemnia to. Staram się przejść przez cały dzień taneczno-świewnym krokiem. Drobne niepowodzenia szybko puszczam w niepamięć. W natłoku zajęć szawsze staram sięznaleźć chwilę tylko dla siebie. Duża w tym zasługa mojego męża, którego również angażuję do pomocy w codziennych czynnościach. Oczywiście bywam zmęczona, ale wrodzony optymizm powoduje, że nawet zmiana pieluszki może być super zabawą zarówno dla mnie, jak i dla synka. Dzięki temu, że synek jest rozbawiony, nie jest to uciążliwy obowiązek, a kolejny powód do wspólnej zabawy i dawki śmiechu. Zmęczenie to według mnie jedyny cień macierzyństwa, jednak ono szybko znika, szczególnie, gdy widzę, jak mój maluszek z radości fika. Za to blasków macierzyństwa są tysiące, na ich wypisanie potzrbne by były miesiące. Najwięcej przyjemności sprawia mi, gdy synek patrzy na mnie z uśmiechem. Uwielbiam, gdy jego twarz jest rozpromieniona, a oczy aż błyszczą ze szczęścia. Wspaniale jest, gdy jego szczery i beztroski śmiech roznosi się po całym domu. Gdy on się śmieje, śmieje się cały świat! Cudowne jest obserwowanie jego zmagań, gdy próbuje raczkować, wstawać, a później stawia pierwsze kroki. Usłyszeć pierwszy raz: „mama” - nie ma piękniejszego słowa w takim momencie. Uczymy nasze dzieci wszystkiego, pomagamy im zrozumieć, jak funkcjonuje ich najbliższe otoczenie, a później z wielką satysfakcją podziwiamy efekty naszych lekcji. Ale nie przypadła nam tylko rola mentora. Musimy pamiętać o tym, że my też jesteśmy uczniami. Możemy wiele nauczyć się od naszych dzieci. Czego może nauczyć nas nasz maluszek, skoro my, zdawałoby się, o świecie wiemy już wszystko? Nic bardziej mylnego! Dziecko może nas nauczyć czerpania radości z każdego dnia, zachwytu nad otaczającą nas przyrodą. Podczas gdy my przejdziemy obojętnie obok zielonego liścia lub kamienia, dziecko dojrzy w nim piękno, magię, tajemnicę. Na tym polega całe piękno macierzyństwa. Znów uczymy się dostrzegać wspaniałość otaczającego nas świata, przypominamy sobie, jak to jest cieszyć się z prostych rzeczy, drobnych sukcesów, malutkich, ale zarazem wielkich spraw.

dodano: 2017-07-02 21:20:40

Magdi

Zawód mama? Czy to zawód? Nie jestem przekonana, bo samo słowo „zawód” kojarzy się z służbową postawą, profesjonalizmem i brakiem emocji. A przecież bycie mamą to same emocje: od euforii, radości, szczęścia, przez zmęczenie, zniecierpliwienie, aż po bezsilność i frustrację. Ale jeśli mamy pozostać w tej nomenklaturze, to podzielę się swoimi spostrzeżeniami na ten temat. Zatem zawód mama – jest trudny, wymagający, ale też dający mnóstwo satysfakcji. Można go „wykonywać” mechanicznie, niemal odruchowo przewijać, karmić, kąpać, ale można też wykonywać go z prawdziwą pasją, wystarczy spełniać się jako mama i kochać dzieci i to całe zamieszanie związane z ich posiadaniem. Ja mam to szczęście mieć wesołą czwóreczkę: dwie dziewczynki (a raczej już pannice – 19 i 15 lat) i dwóch chłopców (4 lata i 10 miesięcy). Moje bycie matką na przestrzeni tych blisko 20 lat bardzo ewoluowało. Gdy pierwszy raz zostałam mamą pracowałam i studiowałam jednocześnie, urlop macierzyński trwał zaledwie 3 miesiące, więc byłam mamą w biegu. Nie miałam czasu rozkoszować się macierzyństwem – praca, dom, studia i tak w kółko. Moja córka wychowywała się w tym pędzie – niejako przy okazji. Druga córka miała pod górkę niemal od poczęcia – od 7 tygodnia ciąży leżałam w szpitalu i wówczas poznałam tę gorzką stronę macierzyństwa – z jednej strony obawa o maluszka w brzuchu, a z drugiej ogromna tęsknota za starszą córką, która nie mogła mnie odwiedzać w szpitalu, bo po jednej wizycie tak bardzo rozpaczała, gdy musiała wyjść, że rodzinnie ustaliliśmy tę separację. Ona znosiła to lepiej niż ja. Po narodzinach młodszej córki i powrocie do domu rozkoszowałyśmy się swoim towarzystwem. Był to cudowny czas, choć macierzyński również trwał krótko, więc szybko znów stałam się mamą wielofunkcyjną. Nawiązałyśmy więzi, które zacieśniają się i przetrwały wiele wzlotów i upadków, m.in. bunt nastolatek, śmierć dziadka. 11 lat później urodził się starszy syn i wówczas moje macierzyństwo rozkwitło – rok z dzieckiem w domu – to jest to. Dopiero wtedy zasmakowałam pełni macierzyństwa, zapewne też dlatego, że z biegiem lat nauczyłam się dostrzegać małe rzeczy, które umykały mi wcześniej, no i doceniać je oraz się nimi w pełni cieszyć. Te same uroki znów odkrywam przy młodszym synku i już jestem przerażona zbliżającym się końcem urlopu. Nie przeraża mnie godzenie obowiązków domowych i zawodowych, boję się, że nie będzie mnie akurat przy synku, gdy wyrżnie się mu kolejny ząbek, powie nowe słowo itp. Ale wiem, że nie da się być przy dziecku zawsze i wszędzie, że wychowujemy dzieci dla świata, a nie dla siebie i kiedyś będziemy musiały wypuścić je w ten świat. Wiem….ale się tego obawiam i pewnie obawiać się będę, bo – jak mawiała moja babcia „gdy zostaniesz matką zaczniesz się martwić i tak będzie aż do śmierci”.

dodano: 2017-07-02 21:12:13

polarniczka

W całym tym "maminym" ambarasie nauczyłam się jednego, że nie można zapominać o tym, że jesteśmy także żonami, przyjaciółkami, córkami a przede wszystkim kobietami. Od narodzin dziecka mamą jest się do końca życia, ze wszystkimi plusami i minusami. Ja do macierzyństwa byłam przygotowana, ponieważ mieszkałam z siostrą, która urodziła dwoje dzieci, więc poznałam właściwie "od kuchni" jak to jest być mamą na pełen etat. Teraz sama to przerabiam i wiem, że to bardzo ciężka, męcząca, niewdzięczna ale satysfakcjonująca praca 24 godziny na dobę. Nie można tak po prostu zamknąć drzwi i zrobić sobie od tej pracy przerwę, ponieważ dziecko potrzebuje nas na każdym etapie swojego rozwoju. W swojej "pracy" najbardziej lubię to, że mogę zaobserwować moje dziecko jak się zmienia, jak rozwija nowe umiejętności, uczy się nowych rzeczy, jego miłość w oczach i małych gestach. A czego nie lubię? Nieprzespanych nocy, wiecznego bałaganu pomimo sprzątania po kilkadziesiąt razy dziennie, nie doceniania mojej pracy przez męża czy rodzinę. Ten zawód nie daje realnych pieniędzy, ale daje spełnienie w innym wymiarze :)

dodano: 2017-07-02 20:57:51

polarniczka

W całym tym "maminym" ambarasie nauczyłam się jednego, że nie można zapominać o tym, że jesteśmy także żonami, przyjaciółkami, córkami a przede wszystkim kobietami. Od narodzin dziecka mamą jest się do końca życia, ze wszystkimi plusami i minusami. Ja do macierzyństwa byłam przygotowana, ponieważ mieszkałam z siostrą, która urodziła dwoje dzieci, więc poznałam właściwie "od kuchni" jak to jest być mamą na pełen etat. Teraz sama to przerabiam i wiem, że to bardzo ciężka, męcząca, niewdzięczna ale satysfakcjonująca praca 24 godziny na dobę. Nie można tak po prostu zamknąć drzwi i zrobić sobie od tej pracy przerwę, ponieważ dziecko potrzebuje nas na każdym etapie swojego rozwoju. W swojej "pracy" najbardziej lubię to, że mogę zaobserwować moje dziecko jak się zmienia, jak rozwija nowe umiejętności, uczy się nowych rzeczy, jego miłość w oczach i małych gestach. A czego nie lubię? Nieprzespanych nocy, wiecznego bałaganu pomimo sprzątania po kilkadziesiąt razy dziennie, nie doceniania mojej pracy przez męża czy rodzinę. Ten zawód nie daje realnych pieniędzy, ale daje spełnienie w innym wymiarze :)

dodano: 2017-07-02 20:57:19

<< 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 >>