Komentarze

Sortuj komentarze: Wyświetlaj: komentarzy na stronę

iguanka

Witam:)
Ze mnie to juz chyba taka typowa matka polka jest,obecnie mamy trójke cudownych dzieci w wieku 10,7, i 3 lata i obecnie jesteśmy w czwartej ciązy w 37 tyg wiec juz nie daleko do końca:) spodziewamy sie Zosieńki. Zosia nie byla wpadka dojrzewałam do tej decyzji prawie 3 lata gdzie rozważałam wszystkie za i przeciw odnośnie kolejnego malucha bo jak by nie patrzeć dzieci mam juz prawie odchowane dla mojego Arka nie był to żaden problem bo on pochodzi z wielodzietnej rodziny wiec im wiecej dzieci w domu tym lepiej ale ja byłam pełna obaw bo niestety dla mnie kolejne dziecko wiązało sie z kolejnymi minimum trzema latami w domu, Arek nie naciskał za co bardzo mu dziękowałam poprostu co jakiś czas przypominał mi że on jednak chciał by jeszcze jedne małe stópki biegające po domu. O tym ze jednak zdecydowałam sie na kolejnego malucha powiedzialam męzowi w wigilie zeszłego roku był to dla niego taki jak by prezent ( chodzi mi oczywiście o wiadomośc) nie sądziłam ze mój mąz tak zareaguje poprostu sie rozpłakał po czym mocno mnie usciskał i powiedział ze juz zaczoł wątpic w moją pozytywną decyzje bo ile moszna czekac??? I po kilku dniach zaczeło sie moje wyliczanie dni płodnych owulacji i wszystkich tych dat związanych z poczęciem maluszka , na koniec stycznia ja juz czułam ze jestem w ciąży ale wolałam poczekac do terminu miesiaczki i kilka dni po nie otrzymaniu plamienia zrobiłam test który pokazłą niezbyt wyrazne 2 kreseczki zeby miec 100% potwierdzenie zrobiłam test beta HCG który potwierdził ciąze, a mój Arek chodził dumny jak paw ze tak szybko nam sie udało:).
Staraliśmy sie utrzymac ta wiadomośc w tajemnicy poniewaz chcielismy rodzinie powiedziec w swieta wielkanocne ale niestety nie dało sie bo zaczeły sie mdłości które niestety utrzymują sie do dnia dzisiejszego a mieliśmy zawsze takie szczęscie ze kiedy mnie chwytało to zawsze ktoś akórat przyszedł jak nie mój brat to ze strony męza wiec w sumie okolo 10 tyg. wiedziala juz cała rodzina i każdy mial coś do powiedzenia w tej kwestji najpierw były pytania czy to typowa wpadka i nawet dawano nam pomysły abysmy poddali sie nieodwracalnym zabiegom chirurgicznym na co my odpowiadajac ze jest to nasz swiadomy wybór ze chcemy czwartego dziecka kazdy pukał sie wczolo i twierdził ze żeśmy oszaleli pisząc sie na kolejne dziecko w takich czasach... Z kolei my pukalismy sie w czoła twierdzac ze czasy owszem są ciezkie ale przy minimalnej organizacji damy sobie rade tak jak i do tej pory dajemy przecież jesteśmy młodzi mamy swój dom na kazdy argument rodziny i znajomych mieliśmy odpowiedz i gasilismy kazdego kto próbował nam wmówic ze zle robimy. Generalnie ciąza przebiegała i przebiega ksiązkowo Arek jest ze mną na kazdym usg i na kazdym łzy płyną mu strumieniami po policzkach jak sie dowiedział ze bedzie córeczka zapytał czy to on moze wybrac imie nie widzialam przeciwwskazan bo mi tak naprawde bylo obojętne czy bedzie chłopiec czy dziewczynka wazne zeby dziecko urodziło sie zdrowe ,gdyby nie mdłosci i rosnący brzuszek nie czuła bym sie jak kobieta w ciązy nie mieszam smaków nie mam typowych zachcianek wyprawke kupilismy od podstaw nową kącik Zosi obecnie jest w naszej sypialni wczoraj został juz ustawiony bo jeszcze odswierzalismy ściany. Teraz z kolei kazdy do nas dzwoni i pyta czy juz rodzimy bo to niebawem czasami mnie denerwują te telefony bo ja tez wsłuchuje sie w swój organizm a do tego kazdy dzwoni czy to juz i nie pomagają prośby zeby na ten ostatni moment dali nam spokój bo i tak jak Zosia sie urodzi to poinformujemy wszystkich ale wiem ze mimo tak drobnych telefonów damy rade tym sie kochamy z jniecierpliwościa czekamy na naszego małego groszka i wiem ze mój Arek bedzie ze mną przy porodzie bo inaczej by byc nie mogło:)

dodano: 2013-09-24 10:45:05

andziaW

Wydawać by się mogło, że zostanie matką jest takie proste. Wystarczy mieć odpowiedniego partnera, kochać go i wspólnie podjąć decyzję o dziecku. A potem jest już z górki. Nic bardziej mylnego – czasami jest to błądzenie w ciemnym tunelu i wcale nie widać w nim światełka. Mam już 30 lat i dopiero w listopadzie urodzę moje pierwsze dziecko. Piszę dopiero, bo po pierwsze koleżanki mają już po kilkoro odchowanych dzieci, a po drugie o dziecku myślimy już od kilku długich lat. To nie to, że nie mogłam zajść w ciążę, mogłam… Pierwszej ciąży się nie spodziewałam, a zanim się zorientowałam było już po wszystkim – poroniłam pierwsze dziecko. To było 6 lat temu, a mimo to łzy same napływają do oczu. Kolejne było już planowane, wyczekiwane i kochane od pierwszej kreseczki na teście ciążowym. Jednak nie było mi jeszcze dane urodzić, bo dziecko zmarło w 10 tc. I co mi pozostało? Pomyślałam, że tylko kolejna ciąża pozwoli wyjść mi z dołka w który wpadłam. Nie czekaliśmy długo i po 3 miesiącach znowu były dwie kreseczki na teście. Wyobrażacie sobie moją radość – nie potrafię nawet jej określić. Dbałam o siebie jak nigdy dotąd, wszyscy o mnie dbali ale czasami coś dzieje się wbrew nam i naszym planom. Kiedy już się cieszyłam, że mija najniebezpieczniejszy I trymestr dziecko postanowiło odejść. 13tygodni, tylko tyle nosiłam je pod sercem. Nikomu nie życzę takiego bólu, do dzisiaj nie potrafię o nim rozmawiać a minęło już ponad 3 lata. 3 długie lata płaczu po kryjomu, w poduszkę, tak żeby mąż nie widział i się nie martwił, tłumaczenia się znajomym że jeszcze nie czas na dziecko, że najpierw kariera. Dopiero teraz z perspektywy czasu widzę, że było naprawdę ciężko. Po trzecim poronieniu wpadłam w rutynę: praca – dom – praca – dom. I w pewnym momencie nie wytrzymałam – nie mogłam już dłużej czekać. Mąż przyznał mi rację i zaczęliśmy wszystko od nowa. Cieszyłam się już samym postanowieniem, a tu kolejna niespodzianka. Mijał pierwszy, drugi i kolejne miesiące a test ciągle pokazywał jedną kreseczkę. W pewnej chwili pomyślałam nawet, że to już koniec, tyle myśli kłębiło mi się w głowie. Nie myślałam o niczym innym tylko o dziecku. Notowałam w kalendarzyku temperaturę, objawy, zdrowo się odżywiałam, odwiedzałam ginekologów i wreszcie się udało. Mąż dopiero niedawno powiedział, że po prostu to nie był nasz czas, że dziecko przyszło wtedy gdy byliśmy na to naprawdę gotowi. Może miał rację…
Jestem w 32tc i jeszcze nie jestem pewna czy to nasz czas, czy wreszcie się udało. Czekam do rozwiązania, jestem dobrej myśli, ale jeszcze tak wiele może nas spotkać.
Po wielu latach stwierdziłam, że bycie matką nie zawsze oznacza mieć przy sobie dziecko. Ja go nie miałam ale matką czułam się już od bardzo dawna.

dodano: 2013-09-24 09:51:29

monika_m

Moja ciąża była dla narzeczonego i dla mnie miłą niespodzianką, oboje już czuliśmy się gotowi na to, aby zostać rodzicami :) Razem przeżywaliśmy każdą wizytę u lekarza, a gdy okazało się, że spodziewamy się syna, to mój partner pękał z dumy. Oboje bardzo dużo mówiliśmy do dziecka, a właściwie do mojego brzucha :) a gdy poczułam pierwsze ruchy, od tego momentu razem z partnerem czekaliśmy na każdy kolejny jego ruch. Ostatni miesiąc ciąży stał się jednak dla mnie dość uciążliwy, mam ograniczone ruchy, zgaga dokucza mi jak nigdy dotąd, a wejście na 4 piętro bloku, w którym mieszkamy, stało się nie lada wyczynem. Wszystko to jednak jest nieważne, gdy tylko pomyślę o Maleństwie, które już za chwile będzie z nami :) Z niecierpliwością czekamy na pierwsze objawy porodu, bo wtedy już blisko do pierwszego płaczu, a potem uśmiechu naszego dziecka :)

dodano: 2013-09-23 22:11:02

Dragomira30

"Czekając na cud narodzin".

Planowaliśmy tę ciąże z mężem, zrobiłam niezbędne badania, wyliczyłam, kiedy beda dni płodne i 10 dni później przeżyłam szok, ponieważ test pokazał, ze oto stało się. Jakkolwiek to brzmi, choć planowana, to ciąża mnie zaskoczyła. Oczekiwałam długiego oczekiwania na cud. Nie czułam się przygotowana na ciążę. Od tego momentu zaczęłam się martwić: o właściwą dietę, o to czy zimą się nei przeziębię, a strach przed porodem nie dawał mi spać w nocy. Trwało to do usg, na którym lekarz z uśmiechem oznajmił, ze bije serduszko. Taka tycia plamka, a już bije. Od tego momentu zaczęła się radość. Radość z życia mojego malutkiego, ale dla mnie już dziecka i zmojego życia, ze mogłam je dzielić, tak dosłownie z moim małym szczęściem. Momentalnie nabrałam dystansu do problemów w rodzinie, pracy, do wszystkich nieszczęść całego świata, bo czułam, ze oto biorę udział w czymś ważniejszym. Dla mnie najważniejszej misji zycia. Stałam się oazą spokoju. Przełożeni, podwładni i ich problemy, klienci, trudne reklamacje, nic juz nie mogło mnie zdenerwować, na wszystko znajdywałam odpowiedź. Uspokajałam, pocieszałam, rozwiązywałam problemy szybko i skutecznie. Z dystansu wszystko lepiej widać. Zaczęły się tez inne zmiany, jeszze nie związane z moim ciałem, ale z moim podejściem do niego. Ja, która uwielbia jeść, nowe smaki, interesujące potrway - studiowałam przepisy, dopytywałam kelnerów, co mam na talerzu, bo przecież listerioza, a moze warzywa nie umyte dokładnie. dokonała się prawdziwa rewolucja na moim talerzu. Wszystko dla maleństwa. Dużo radości sprawiało mi dzielenie się moimi doświadczeniami z kuzynką, która była w ciąży o trzy miesiące bardziej zaawansowanej. Ta radość stała się dla mnie z powrotem źródłem stresów, poniewaz maleństwo mojej kuzynki udusiło się na początku 9 miesiąca. Od tego momentu powróciły bezsenne noce i koszmary. Trochę trwało znaim znowu zaczełam się moim spodziewanym macierzyństwem cieszyć prawdziwie. cieszyłam się, oczywiście, ze tak, ale nad tą radością wisiały chmury niepokoju. Poród już niedługo, zdaniem lekarza za około dwa tygodnie, a ja martwię się każdego dnia. przełamuję te lęki starając się wypełniac dni drobiazgami typu oglądanie cudownych, małych ciuszków po raz n-ty. Poród, porodem się martwię też, ale juz mniej. Ostatni miesiąc i dolegliwości związane z końcówką ciąży dały mi się w kość już tak bardzo, że porodu oczekuję jak wybawienia.

dodano: 2013-09-23 20:32:57

melnyczek13

Witajcie :)
aktualnie jestem na początku 8 miesiaca w listopadzie urodzi nam sie pierwsze dziecko :)
Staralismy sie o nie kilka cykli i sie nie udawało :( los zadecydował ze musielismy przerwac starania poniewaz moja mama trafila do szpitala umierajaca na trzustkę na szczescie udalo ja sie uratowac niestety to nie był koniec w styczniu tego roku trafila do szpitala z podejrzeniem raka jajników to byl dla nas kolejny cios ktory nie pozwolil nam myslec o dziecku... na szczescie i w tym przypadku udalo sie i szczescie nas nie opuscilo podejrzenie okazalo sie nie trafne i mama po operacji usuniecia jajnika zyje :) w marcu dowiedzielismy sie ze jestem w ciazy :) gdy spoznila mi sie miesiaczka nie wiezylam ze moze wyjsc z tego cos pieknego gdy zrobilam tes ciazowy pojawila sie pierwsza kreska spojrzalam i pomyslalam znowu sie nie udalo... nagle zaczela pojawiac sie kolejna i ja w szoku w eufori z usmiechem na twarzy trzesaca sie jak galareta biegne do mojego meza budze go o 5 rano krzyczac ze sie udalo... on do mnie zaspany pyta co sie udalo ... pokazuje mu tes a on do mnie co to jest? ja ze test i si udalo a on no to co ze test to co? a ja ze jestem w ciazy... jego mina bez cenna hehe a reakcja godna uduszenia ;p pyta mnie czy dobrze przeczytalam instrukcje obslugi hehe ja ze tak niestety moje potwierdzenie mu nie wystarczylo zapytal gdzie jest ulotka on musi sprawdzic hehe wstal i poszedl szukac ulotki do smietnika pozniej patrzy na test i ze szczenka przy kostkach mowi "ale beka i co teraz... udalo sie" byl w takim szoku chyba wiekszym niz ja :) a jak poszlam do lekarza na potwierdzenie ciazy to 5 razy pytal czy na pewno lekarz potwierdzil ze jestem w ciazy :) teraz zaczyna sie8 miesiac jestesmy przygotowani na przyjscie naszego pierwszego dziecka :) nasze emocje i nastroje sie wahaja od radosci po strach i smutek ale juz si nie mozemy doczekac kiedy przytulimy nasza kruszynke jak bedzie wygladal nasz synus :) w okresie ciazy obserwowalam jak zmienial sie moj maz jak dorasta i staje sie meszczyzna jak zaczyna calowac brzuch i mowic do naszego synka :) chile bardzo wzruszajace i na pewno bede miala je w pamieci do konca zycia. Pierwsze kopniecie, moje mdlosci, rozmowy o synku ... wszystko przezywalismy i przezywamy razem rozmawiamy o naszej kruszynce jakby juz byla z nami a jedne z najpiekniejszych slow jakie uslyszalam od meza to "Kocham cie ... i tą kruszynkę która jest w twoim brzuchu tez kocham ... " po tych slowach sie tak wzruszylam ze ie poplakalam :)

dodano: 2013-09-23 20:26:50

<< 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 >>